Wszystko zaczęło się od książki “Pszczoły” autorstwa Wojciecha Grajkowskiego i Piotra Sochy wydanej przez Wydawnictwo Dwie Siostry. Janka podeszła do niej trochę niechętnie, ale po dwóch wieczorach czytania na wyrywki wciągnęła się w temat bez reszty. Wie co to jest wylotek, truteń i po co okadza się pszczoły dymem. Więcej – wie po co pszczoły machają skrzydełkami stojąc na tymże wylotku i to, że Poppea kąpała się w oślim mleku z miodem i że nietoperze też zapylają niektóre rośliny. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że zaprzyjaźnimy się z pszczołami aż tak mocno i bardzo, bardzo mnie to cieszy, tym bardziej, że dzięki tej raczkującej dziecięcej pasji sama co dzień dowiaduję się czegoś nowego. Na przykład o miejskich pszczołach.
Na dachu cudownego budynku lubelskiego Centrum Spotkania Kultur w ubiegły czwartek odbyło się uroczyste otwarcie Miejskiej Pasieki Artystycznej. Dach jest otwarty dla zwiedzających i pokryty jest ogrodem. Widziałam w nim maliny i owocującą gruszę, zioła i mnóstwo innych roślin, o których nie mam pojęcia. Wśród nich stanęło kilka uli, które stają się doskonałym pretekstem nie tylko do ciekawego spaceru na dach, ale też do poszerzania świadomości ekologicznej, przyrodniczej i całkiem po prostu – edukacji.
Pasieki miejskie (i generalnie ogrodnictwo miejskie) to trend rozwijający się w Europie i na świecie już od dobrych kilku lat. W Londynie funkcjonuje ponoć ponad 5000 uli, w Polsce poszczególne miasta powoli zmieniają swoje lokalne prawa, by takie hodowle mogły odbywać się legalnie. Ule stoją na dachu Urzędu Marszałkowskiego w Toruniu, na dachu Teatru Studio w Pałacu Kultury w Warszawie, na dachach stołecznych eleganckich hoteli oraz budynków mieszkalnych. Lubelska Rada Miejska dokonała niezbędnych zmian w bieżącym roku i dzięki temu mamy w Lublinie już dwie miejskie pasieki – pierwsza stanęła w kampusie KUL w czerwcu, a druga to właśnie ta na dachu CSK.
Okazuje się paradoksalnie, że miasto jest doskonałym środowiskiem dla pszczół, bywa, że lepszym niż niektóre tereny wiejskie. Dlaczego tak się dzieje? W miastach nie stosuje się owadobójczych środków ochrony roślin, które obecnie stanowią dla pszczół jedno z największych zagrożeń. Występuje tu też często większa różnorodność roślin. Oczywiście z puntu widzenia Lublina może się wydawać, że to dość egzotyczne argumenty, ale jeśli zdamy sobie sprawę z tego, że istnienie gigantycznych monokulturowych upraw pędzonych pestycydami wiąże się bezpośrednio z rosnącym zagrożeniem istnienia pszczół, to miejskie pszczelarstwo nabiera sensu. Wyższa temperatura sprzyja żywotności pszczół, korzystają też one z dużego zróżnicowania roślin – drzew, krzewów i kwiatów. Nasze lubelskie pszczoły mają do dyspozycji nie tylko ogród na dachu CSK, ale też Ogród Saski, zadrzewione aleje Racławickie, Cmentarz przy ulicy Lipowej, kampus akademicki itd. Korzyści z obecności zapylających pszczół są oczywiste.
Ponadto okazuje się, że pszczoły dużo lepiej radzą sobie z filtrowaniem miejskich zanieczyszczeń niż z rolniczą chemią. Badania laboratoryjne wykazują, że miejski miód jest absolutnie bezpieczny i można go jeść bez obaw. Jeśli dodamy do tego fakt, że pszczoły żądlą jedynie wtedy, kiedy zagraża im niebezpieczeństwo i z zasady nie interesują się ludźmi i ich aktywnością, to widać wyraźnie, że mamy do czynienia jedynie z obustronnymi korzyściami. Win-win situation!
Zachęcam Was bardzo serdecznie do odwiedzenia lubelskiej pasieki. Jej powstaniu towarzyszy bardzo ciekawy program edukacyjny – będzie można się na przykład nauczyć jak budować własny ul. Zaplanowano pokazy filmów i zajęcia dla dzieci, zarówno w kombinacjach szkolnych jak i rodzinnych – szczegółowy program można sprawdzić na stronie CSK, klikając TU: KLIK KLIK!
PS. Wybaczcie też te moje nieprofesjonalne zdjęcia – robiłam je komórką trzymając Kosmę pod pachą i pilnując czujnym okiem Janki biegającej między gośćmi otwarcia z innymi dziećmi, dla których atrakcją były same pszczoły i ule, ale też filmujący wszystko dron, bzyczący jak rój. Jak tylko w sieci pokaże się nakręcony wtedy film, to chętnie go Wam podrzucę – obserwujcie fejsbuka ;)
Piękna inicjatywa! Im więcej o niej czytam tym bardziej mi się podoba. We Wrocławiu dopiero co weszło prawo o możliwości stawiania uli na budynkach, mam nadzieję że pszczelarze to szybko wykorzystają :)
Ja póki co dokarmiam pszczoły i trzmiele na balkonie, nawet się fruczak gołąbek trafił. Na przyszłość po wyprowadzce z miasta ule obowiązkowo- ale raczej z pszczołami murarkami, bo nie wyrobię sama z sadem, ogrodem warzywnym i pszczołami ;)
PolubieniePolubienie
To miłe, że Lbn jest w tej sprawie przed Wro :) Ja również ostrzę zęby na pszczoły w przyszłości, a o murarkach przeczytałam dziś, przygotowując wpis. Kiedyś marzyło się o psie, teraz marzę o pszczołach :) Pozdrawiam!
PolubieniePolubienie