Na grzyby by…

Trochę prywaty. Mój Mazur przynosi do domu ryby – ci śledzący Lu is a foodie na fb mogą pamiętać mój niedawny radosny wpis o sandaczu, którego fotografowałam aparatem bez karty.

W odpowiednich czasach Mazur zbiera także grzyby. I to ile! Jego Mama opowiadała mi kiedyś, że Mazur będąc małym dzieckiem „pełnym niespożytej energii” uspokajał się jedynie w lesie, podczas grzybobrania.

Ja co prawda dzisiaj jestem w domu, ale takie zdjęcie wylądowało w mojej skrzynce mailowej. Już wiem, co będzie jutro na obiad! Pojezierze łęczyńsko-Włodawskie rządzi i mój Maz rządzą, bez dwóch zdań.

6 komentarzy Dodaj własny

  1. karmel-itka. pisze:

    śliczna fotografia ;] oj, jak ja bym się chętnie na grzyby wybrała… ale muszę w łóżku leżec. brr…

    Polubienie

    1. luisafoodie pisze:

      W takim razie życzę zdrowia! Ja też nie mogłam uczestniczyć w tym grzybobraniu, dlatego dostałam zdjęcie na pocieszenie i jako zapowiedź niedzielnych robótek :)

      Polubienie

  2. Amber pisze:

    Śliczny widok!
    A grzyby jak najbardziej- mogę zawsze.

    Polubienie

    1. luisafoodie pisze:

      Prawda, że ładny? I taki jesienny i budujący :)

      Polubienie

  3. No to grzybow ci do pierogow na BN nie zabraknie jak widze.

    Polubienie

    1. luisafoodie pisze:

      Heh, no niby nie :) z tych powstały gołąbki z kaszą gry i grzybami, a w zamrażalniku kilka porcji podzielonych „wielkością” – np najzgrabniejsze i najjędrniejsze wylądują na makaronie, bo mi sie takie danie marzy od stu lat. A BN będziemy spędzać daleko daleko stąd i w związku z tym zamiast gromadzić zapasy raczej się ich pozbywam :)

      Polubienie

Dodaj komentarz